Niksen – holenderska sztuka bezczynności

Relaksuje, odpręża ciało i oczyszcza umysł, zwiększa efektywność pracy, pozwala wznieść się na wyższy poziom kreatywności, lepiej radzić sobie z problemami i życiowymi wyborami. Co trzeba zrobić by opanować tę sztukę? Nic. Ale wbrew pozorom to niełatwe zadanie.

Lenistwo i nuda mają pejoratywny wydźwięk. Nasza kultura nie daje przyzwolenia na bezczynność. Zwłaszcza kobietom. Nawet po ciężkim dniu w pracy czeka na nas drugi etat w domu, ogarnianie zajęć pozalekcyjnych i zadań domowych dzieci, gotowanie, sterta prasowania i naczyń w zlewie. Albo klasówek do sprawdzenia. Mamy nawet powiedzenie “Kobieta musi mieć ręce zawsze zajęte”.

Kilka lat temu odwiedziłam mojego syna w czasie jego studiów w Grenoble. Był ostatni weekend października, piękna pogoda, wybraliśmy się na lodowiec w Alpy. On na narty, ja spędziłam dzień pławiąc się w słońcu na ławeczce z cudnym widokiem na góry. Trochę za bardzo się roznegliżowałam, bo następnego dnia dostałam kataru. Przyjęłam to z radością, że wezmę kilka dni wolnego i wreszcie odpocznę. Na co mój syn krzyknął: “Mamo, ty się cieszysz, że jesteś chora! Rzuć tę pracę!” No właśnie, potrzebujemy usankcjonowania nicnierobienia zwolnieniem lekarskim. Nie ma w naszej kulturze przyzwolenia na leżenie i myślenie o niebieskich migdałach. Ale możemy się tego nauczyć od Holendrów.

Niksen to nowy mindfulness

Niksen rozpropagowała Olga Mecking, Polka mieszkająca w Holandii w artykule do The New York Times oraz w książce Niksen. Holenderska sztuka nierobienia niczego. To nowy trend wellnessowy polegający na nicnierobieniu. Podobne teorie wykształciły się w różnych kulturach, najbardziej znane jest włoskie dolce far niente, duńskie hygge, czy japoński zen, które pozwalają na zakorzenienie w chwili obecnej, dają poczucie szczęścia i zadowolenia. Hiszpanie mają sjestę, a Żydzi szabat, w czasie którego nie mogą pracować ani nawet używać urządzeń elektrycznych. Po co więc kolejny trend? Przecież to nic nowego i nie potrzeba do tego specjalnej teorii. A jednak niksen to znacznie więcej. W ciągłej presji, natłoku obowiązków, wielozadaniowości, w czasach kiedy nawet wypoczynek musi być aktywny, chwila zatrzymania się jest zbawienna dla ciała i umysłu.

Filozofia niksen

Niks w języku  holenderskim oznacza nic, a niksen to pochądzący od niego  czasownik, a więc niksen to nicnierobienie. 

Ale to nie takie proste. Jeśli scrolluję na smartfonie, czy oglądam na Netflixie jeden sezon po drugim to nie jest niksen. To też nie jest lenistwo ani prokrastynacja,  czyli odwlekanie, bo mam mnóstwo nauki do egzaminu, albo projekt do wykonania w hołm offisie. Nie jest to obmyślanie nowego artykułu ani praca umysłowa, choćby z boku wyglądało na to, że nic nie robimy. Nie jest to również siedzenie i zamartwianie się czy przeżuwanie emocjonalnych problemów. Ani nawet mindfulness albo medytacja, tu nie musisz obserwować oddechu ani przyglądać się myślom. 

Niksen to przerwa. Pozwalamy umysłowi błądzić gdzie chce i nie koncentrować się na niczym. To chwila odpoczynku, odprężenia i relaksu, może nawet czas na trochę refleksji czy fantazjowania. Jest formą skupienia się na sobie, zadbania o siebie bez poczucia winy i wyrzutów sumienia. 

Niksen jest domyślnym stanem ludzkiego umysłu. 

Nicnierobienie nie jest łatwe

Nauczyliśmy się być wiecznie zajęci, toteż chwilę bezruchu traktujemy jako coś obcego. Mam w pamięci mój przymusowy niksen. Maj, najpiękniejszy miesiąc w roku jako nauczycielka spędzałam na maturach. Egzaminowanie na ustnym czy sprawdzanie arkuszy maturalnych przez cały weekend było wyczerpujące, ale najgorsze było pilnowanie abiturientów na egzaminach pisemnych. Kilka godzin bezczynności, nie można wtedy wnieść telefonu, czytać książki, poprawiać klasówek, a nawet przejść się między rzędami, bo uczeń w razie niepowodzenia może się odwołać od procedur. Bezczynność. Wraz z koleżankami i kolegami zgodnie stwierdzaliśmy, że wolimy prowadzić lekcje, niż siedzieć bezczynnie przez kilka godzin. Pewien wstrząsający nomen omen eksperyment z Uniwersytetu w Wirginii dowodzi, że współczesny człowiek woli ból od chwili zatrzymania się i nie robienia niczego. Timothy Wilson z Uniwersytetu w Virginii dał uczestnikom zadanie, mieli siedzieć przez kwadrans zajęci tylko swoimi myślami albo zaaplikować sobie wstrząs elektryczny. Większość uczestników wolała porazić się prądem od bycia w bezruchu przez chwilę. 

Korzyści płynące z niksen

Gdy się nudzimy jesteśmy bardziej kreatywni niż gdy wysilamy się i głowimy w pocie czoła by coś wymyślić. Swobodnie błądzący umysł jest bardziej twórczy, wirują w nim setki pomysłów, które mogą doprowadzić do powstania jakiejś nowej idei, na którą nie wpadlibyśmy, gdybyśmy poświęcili jej całą nasza uwagę. Newton odkrył zasadę grawitacji odpoczywając pod jabłonią w ogrodzie, a Archimedes swoje prawo wylegując się w wannie. Dajmy umysłowi błądzić, skorzystać z informacji zbieranych przez całe życie, a normalnie niedostępnych. Sięgnąć do intuicji, podświadomości. Granica między nicnierobieniem a twórczą pracą jest bardzo płynna. Pozwólmy umysłowi poniksenować, gdy stajemy przed ważnym życiowym wyborem. Na pewno weźmie pod uwagę wszystkie za i przeciw. Ja najbardziej lubię przy różnych życiowych dylematach patrzeć na wodę, posiedzieć nad jeziorem czy szemrzącym górskim strumieniem, albo zrobić sobie długi spacer brzegiem morza. Ale dobre rozwiązania i fajne pomysły spływają na mnie też gdy chodzę po lesie albo wpatruję się w ogień w kominku. W niksenowaniu pomocne jest też szydełkowanie, pieczenie ciasta, mogą to być proste czynności, przy których myśli mogą swobodnie płynąć.

Stres, podobnie jak ból, to bardzo ważny sygnał od ciała i umysłu. Najczęściej go ignorujemy i zagłuszamy zamiast dać sobie przyzwolenie na chwilę słodkiego lenistwa. A problem będzie się pogłębiał. Dlatego gdy nic nie robisz nie czuj się winna. Nie tłumacz się, gdy odpoczywasz, a na wakacjach leniuchujesz zamiast żeglować, pływać na kite’ach czy intensywnie zwiedzać. Nie traktuj czasu spędzonego na niksenowaniu jako próżniactwa, lecz jako inwestycję w odnalezienie spokoju, równowagi i zapobieganie wypaleniu.

Czy niksen jest dla każdego?

Jeśli masz małe dzieci, trzeba się nimi zająć, nakarmić, pomóc w lekcjach, to oczywiście nie możesz leżeć na sofie i oddawać się leniuchowaniu. Dzieci są najważniejsze. Albo gdy masz ważny egzamin, zbliża się deadline oddania projektu albo czeka sterta próbnych matur do sprawdzenia. Także osoby w depresji, którym brak energii nawet na to by wstać z łóżka nie powinny oddawać się nicnierobieniu, gdyż może to spowodować pogłębienie choroby. 

Uczmy się niksen od Holendrów

Holendrzy są szczęśliwi. Zajmują najwyższe miejsca w rankingach najszczęśliwszych narodów. I to nie dlatego, że mają legalną marihuanę, to atrakcja dla turystów. Nie mają też więcej słońca niż my. Kraj kwitnących tulipanów to zamożny kraj z dobrym ubezpieczeniem społecznym, najwyższą przewidywalną długością życia i najwyższą jego jakością. Ale także kraj, gdzie silne są więzi przyjacielskie. Poza tym tam po prostu nie ma stresu i wiecznego pośpiechu. Holendrzy pracują 4 dni w tygodniu, uwielbiają spędzać czas na plaży czy na biwakowaniu. Szczęśliwi ludzie wychowują szczęśliwe potomstwo. Dzieci nie mają nic zadane do domu, mają wiele swobody i czasu na zabawy, przebywanie z rówieśnikami na łonie natury, a do szkoły dojeżdżają rowerem. Wiele kobiet pracuje na pół etatu, niezależnie od tego, czy są matkami, czy nie, dzięki temu mogą poświęcać sporo czasu rodzinie czy swojemu hobby. I ta równowaga między pracą czy nauką a czasem wolnym sprawia, że Holendrzy, mali, duzi, kobiety i mężczyźni są szczęśliwi. I warto to u nich podpatrzeć.

Na podstawie ksiażki Olgi Mecking, Niksen. Holenderska sztuka nierobienia niczego, Warszawa 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *