Cosmolifting Japoński

Nasza twarz wyraża radość, gniew, przygnębienie, narażona jest na szkodliwe promieniowanie słoneczne, zanieczyszczenie i stres. W efekcie starzeje się nie tylko skóra, ale i mięśnie twarzy, które tracą elastyczność. Starzenie to naturalny proces, ale we współczesnym świecie łatwo wpaść w pułapkę zabiegów proponowanych przez medycynę estetyczną. Sama kiedyś zrobiłam u wiecznie młodej pani doktor botoks na czole, miałam potem wrażenie, że nie mogę tego czoła zmarszczyć, żeby się zastanowić, czy unieść brwi w zachwycie. Próbowałam też serii zabiegów falami radiowymi, ale czułam się jak na badaniu USG, żadna przyjemność, efekt też żaden. Na ostrzykiwanie twarzy kwasem hialuronowym czy czymkolwiek innym nigdy się nie zdecydowałam, bo odstrasza mnie już samo czytanie o tym, czym można twarz ostrzyknąć. W gabinetach kosmetycznych z kolei nie czuję się tak komfortowo jak kiedyś, nie chcę, żeby mnie podłączano do coraz nowocześniejszych urządzeń i laserów. Wolę kontakt z drugim człowiekiem, przyjemność, relaks i naturalność.

Kilka lat temu odkryłam Cosmolifting Japoński metodą Lone Sorensen. Trafiłam do naturoterapeutki, pani Teresy Bagińskiej-Krasińskiej, na zupełnie inną terapię. Pani Teresa ma wykształcenie medyczne i długoletnie doświadczenie, zajmuje się między innymi neurorefleksologią, terapią Bowena i czaszkowo-krzyżową. Jest fantastyczną specjalistką, bardzo ciepłą i empatyczną osobą. Kiedy uporałyśmy się z moimi problemami zdrowotnymi, dałam się namówić na Cosmolifting.
Cosmolifting Japoński jest naturalnym, nieinwazyjnym zabiegiem odmładzającym, a jednocześnie wprowadzającym ciało i umysł w stan głębokiej relaksacji. Został opracowany przez Dunkę Lonę Sorensen, twórczynię neurorefleksologii. Jest całkowicie naturalną metodą opartą na zdolności organizmu do samoregulacji. Mimo nazwy cosmolifting japoński, tak naprawdę jest to zabieg czerpiący z wiedzy wielu różnych kultur. Opiera się na refleksologii i teorii pięciu przemian, które są związana z medycyną chińską, wykorzystuje mapę twarzy Indian Ameryki Południowej oraz japońską technikę głębokiego masażu mięśni.

Olejek różany używany do Cosmoliftingu regeneruje komórki skóry i pobudza do tworzenia nowych, działa też przeciwzapalnie.

Terapeutka zaczyna od przemycia twarzy i stymulacji punktów neurologicznych, czyli punktów młodości. Następny etap to diagnoza, pani Teresa nakłada mi na twarz olejek różany, zgodnie z teorią pięciu elementów i masuje meridiany odpowiadające na mapie twarzy poszczególnym narządom. Jeżeli natrafi na punkty refleksologiczne, które są zablokowane, co oznacza, że wątroba, żołądek czy płuca nie pracują prawidłowo, rozmasowuje dany punkt, dzięki czemu wprowadza narządy wewnętrzne w stan równowagi. Jest to kolejny etap połączony jednocześnie z drenażem limfatycznym, który usuwa toksyny i obrzęki. Masaż jest dość intensywny, ale bardzo odprężający. Terapeutka zawsze dodatkowo rozluźnia mi ściśniętą żuchwę oraz szyję i kark. I właśnie wtedy, kiedy jest tak idealnie i zaczynam sobie odpływać, przychodzi czas, znowu zgodnie z teorią pięciu elementów, na kule i dyski wykonane z niebieskiej soli andyjskiej lub z różowej himalajskiej. Za każdym razem wiąże się to dla mnie z szokiem, gdyż dyski mocno chłodzą rozgrzane głębokim masażem mięśnie. Mają dobroczynne działanie, odprowadzają limfę do większych naczyń, usuwają toksyny i mineralizują skórę.

Efekty:
Zawsze po takiej sesji, gdy spoglądam w lustro mam bardzo wypoczętą, zrelaksowaną twarz i nie tylko, ja się czuję wypoczęta i odstresowana, oczy mam szeroko otwarte, opadające powieki uniesione, czoło gładkie, nikną bruzdy wargowo-nosowe, usta są pełniejsze, już kilka razy słyszałam pytanie, co ja sobie wstrzykuję w usta. Oczywiście jeden zabieg to za mało. W zależności od wieku oraz stanu skóry i mięśni twarzy, a także narządów wewnętrznych, których ewentualne zaburzenia po prostu widać na buzi, trzeba powtarzać zabieg na początku raz lub dwa razy w tygodniu, a potem rzadziej dla podtrzymania efektu. Pani Teresa opowiada o pewnej dojrzałej pacjentce, która przychodziła regularnie co dwa dni przed spotkaniem po latach z przyjaciółkami z liceum. Podobno efekt był piorunujący, a koleżanki zazdrosne.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby być wiecznie młodym, bo to niemożliwe. Chodzi o to, żeby wiecznie lubić siebie, akceptować i dobrze czuć się we własnej skórze. A naturalne terapie w tym pomagają.

Na zabiegi Cosmoliftingu Japońskiego chodzę regularnie od kilku lat do gabinetu pani Teresy Bagińskiej-Krasińskiej Terapie z Natury w Łomiankach. Naturoterapeutka przyjmuje też raz w tygodniu w Centrum Nature przy ulicy Dobrej na warszawskim Powiślu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *