Studio Sante Uzdrowisko Miejskie Warszawa

Życie w wielkim mieście jest stresogenne. Smog, hałas, korki, do tego wyczerpująca praca. Kto z nas nie marzy, by wyjechać gdzieś na łono natury, posłuchać śpiewu ptaków, pospacerować po lesie? Niestety życie w mieście to także nieustanny brak czasu, dlatego nawet jeśli mamy dla siebie tylko kilka godzin, warto je wykorzystać na odprężenie i wyciszenie w miejskim uzdrowisku. Choć sama nazwa budzi uśmiech, bo uzdrowisko kojarzy nam się raczej z kurortami, gdzie w pięknych okolicznościach przyrody na świeżym, ożywczym powietrzu spacerują kuracjusze popijając lecznicze wody mineralne, to jest pokusa, by spróbować.

Do miejskiego uzdrowiska położonego dość daleko ode mnie, bo aż na drugim końcu miasta, na Pradze, wybieram się w pochmurny marcowy poranek. Sam budynek to wielki, nieciekawy biurowiec firmy Sante produkującej jak twierdzą zdrową żywność, wokoło industrialne i postindustrialne klimaty, otoczenie nie zachęca do relaksu. A w środku? Hmmm… Czy polecam to miejsce? Sprawdźcie.

Na terenie saunarium i basenów obowiązuje zakaz fotografowania, więc nie robiłam zdjęć. Wyjątek dla przepięknej mandali pokrytej złotem mieszczącej się w  Goldarium.

W mandalę pokrytą 22-karatowym złotem mogę wpatrywać się godzinami. Poprawia nastrój i sprzyja medytacji.

Ganbanyoku – co to takiego?

Magnesem, który przyciągnał mnie, fankę japońskiej kultury do Studia Sante było Ganbanyoku. Co to takiego? Z japońskiego (Gan-ban-yoku) to skalna kąpiel albo skalna sauna. Oczywiście pierwsze kroki w Sante kieruję właśnie do niej, gdy wchodzę jest prawie ciemno, po chwili wzrok przyzwyczaja się do półmroku i widzę przestronne pomieszczenie podobne do japońskiego domku herbacianego. Kładę się na podgrzewanej do temperatury 42 stopni C podłodze wyłożonej Ganban, czyli płytami z czarnej krzemionki wulkanicznej występującej wyłącznie na wyspie Hokkaido. Pod głową mam bambusową, bardzo wygodną poduszkę. Po ciele rozchodzi się miłe ciepło, idealnie rozgrzewąjące, nie takie dotkliwe i powodujące nadmierne pocenie  jak w suchej, gorącej saunie. Na ujemnie jonizujących krzemionkowych płytach emitujących naturalne promieniowanie far infrared (FIR), czyli dalekiej podczerwieni, spędzam  według zaleceń prawie godzinę. Podobno Ganbanyoku ma świetne działanie zarówno na metabolizm jak i urodę. Jeden seans pozwala spalić nawet 1200 kalorii, czyli tyle co przy dziesięciokilometrowym joggingu, organizm detoksykuje się na poziomie komórkowym, a wydzielający się pot perłowy i sebum odmładzają i ujędrniaja skórę, a nawet  wygładzają włosy. Do tego kojąca muzyka o częstotliwości 432 Hz, pierwotna częstotliwość Kosmosu i naszych organów wewnętrznych sprawia, że natłok myśli gdzieś odpływa i można skupić się na swoim oddechu. Wychodzę naprawdę odprężona, czuję, że mam oczyszczony umysł i ciało. Po seansie nie należy brać prysznica, więc według zaleceń odpoczywam i uzupełniam płyny. Odtąd to mój ulubiony rodzaj sauny. 

Grota solna

Po Ganbanyoku odpoczywam w solnej grocie i nawadniam się. Ściany wyłożono blokami z najczystszej na świecie soli himalajskiej bogatej w mikroelementy. Jest tu tężnia z konstancińską solanką, delikatnie spływa po niej szemrząca woda, w tle słychać świergot ptaków, a ja oddycham przesyconym solą powietrzem i relaksuję się, bo podobno seans w grocie solnej działa na drogi oddechowe i system nerwowy jak 3 dni nad morzem. Więcej o haloterapii, czyli terapii solą możesz przeczytać tutaj:

Haloterapia

Goldarium

Intrygująco brzmi także Goldarium. Jest to pomieszczenie do wypoczynku, w którym ściany wyłożone są płytkami pokrytymi  22-karatowym złotem. Jedyne takie w Europie. Tradycja złotych komnat do relaksu wywodzi się z Bliskiego Wschodu, gdzie wierzono, że złoto odmładza i dodaje urody. W medycynie niekonwencjonalnej wierzy się, że złoto ma terapeutyczne wibracje, które odblokowują meridiany i usprawniają przepływ energii. Kojąco działają też rozpylone w goldarium aromaterapeutyczne olejki oraz ustawione tu przepiękne ametystowe geody podnoszące biowitalność, a  muzyka o częstotliwości 432 Hz koi duszę. Idealne warunki do medytacji. Leżę wpatrując się w pokryte złotem mandale i naprawdę nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Relaks w czystej i luksusowej postaci. 

Co jeszcze czeka na Ciebie w Studio Sante?

Ganbanyoku, Goldarium i grota solna z tężnią to moi faworyci w miejskim uzdrowisku, ale jest tu jeszcze kilka miejsc godnych polecenia. Sauna fińska i łaźnia parowa, po których można natrzeć się lodem, co z przyjemnością robię. Po saunie można schłodzić się w zimnych basenach w środku lub na zewnątrz. Bardzo miło jest w posiedzieć w jacuzzi. Jedno jest z solą himalajską i magnezem, a drugie krzemowe, w którym bąbelki bardzo przyjemnie relaksują, a krzem zawarty wodzie ma wiele cennych właściwości, między innymi detoksykuje organizm wiążąc ciężkie metale, zapobiega miażdżycy i osteoporozie. Jest jeszcze sporo atrakcji, z których nie korzystałam, są też osobno płatne, masaże, kapsuła floatingowa, a w basenie zajęcia z aquacyclingu czy aqua aerobiku. 

Wychodzę po 3 godzinach zrelaksowana i przyznam jakoś tak przyjemnie rozleniwiona, poruszam się w tempie slow motion. Odpoczęłam.  Na pewno będę wracać.

Takie uzdrowisko powinno być w każdym mieście. 

P.S. Już wracam, nie mogłam się oprzeć i po kilku dniach pobiegłam znowu 🙂

Plusy:

Unikalna na skalę europejską Ganbanyoku czyli japońska skalna sauna, moje absolutne wellnessowe objawienie.

Goldarium pozwalające skorzystać z dobroczynnych właściwości złota, daje poczucie głębokiego odprężenia i szczęścia.

Wiele rodzajów saun, jacuzzi, basen z zajęciami w wodzie, jest w czym wybierać.

Bistro Sante – po kilku godzinach wodnych rozkoszy można zgłodnieć, jest więc zdrowa kuchnia, nie próbowałam jedzenia, bo ja wolę jeszcze zdrowsze, ale piłam wyciskane soki i wodę kokosową. 

Minusy: 

Wieczorami i w weekendy duży tłok, kolejki do saun.

Położenie w industrialnej, brzydkiej część Pragi raczej nie wprowadza w wellnessowe klimaty.  

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *