Chałupy welcome to!
Hel, jaki jest, każdy widzi. Wąski, a w Chałupach najwęższy. Z jednej strony Bałtyk, z drugiej Zatoka Pucka. Usytuowanie hotelu jest przepiękne, przy samej zatoce, widok urzekający, można wyjść rano na pomost, a wieczorem obserwować gwiazdy. Morze jest dosłownie po drugiej stronie ulicy, tuż za maleńką stacyjką kolejową z napisem Chałupy. Wybraliśmy ten hotel ze względu na kameralną atmosferę i położenie. Mekka wind i kitesurferów jest poza sezonem prawie pusta. Można całymi godzinami spacerować po plaży i nie spotkać nikogo. A bieganie w promieniach porannego słońca wśród szumu fal bezcenne.
Nasz hotel ma cztery gwiazdki, ale nie wiem w jaki sposób zdobyte. Wodę mineralną do pokoju dostajemy tylko pierwszego dnia. Jedzenie nie jest atutem, zapach glutaminianu w daniach i zwiędła sałata o nieapetycznie zbrązowiałych brzegach odstrasza.
Sauny czynne dopiero od 17.00, na prośbę, czy można włączyć je godzinę wcześniej, bo o 17.00 wychodzimy, słyszymy, że się nie da. Pokoje bardzo akustyczne. Ogólnie personel bardzo miły, ale chyba niewiele mogą zrobić. Po przetestowaniu tutejszego SPA i kuchni postanawiamy stołować się gdzie indziej i na zabiegi jeździć do Domu Zdrojowego w Jastarni. Jest to jakieś rozwiązanie, bo tam z kolei jest jak dla nas zbyt dużo ludzi. Z restauracji polecam Kutter w Helu, Gospodę u Chłopa we Władysławowie, a przede wszystkim Werandę- Ogrodnicę w Jastarni, miejsce stworzone z pasji.
Masaż muszlami – lava shells
Morze, muszle, takie połączenie wydało mi się oczywiste. Muszle tygrysie są zbierane ręcznie u wybrzeży Filipin na Pacyfiku, następnie polerowane, by ich powierzchnia była nieskazitelnie gładka i błyszcząca. Rozgrzewa się je przy użyciu specjalnego żelu i aktywatora. W czasie masażu uwalniają nie tylko ciepło, ale i minerały potrzebne do regeneracji skóry. Mają koić zmysły, relaksować, redukować stres. I nie wątpię, że tak jest, jeśli są umiejętnie użyte, a w gabinecie dba się o dobre samopoczucie klienta. Niestety nie tutaj. Masażystka ma maniery udzielnej księżnej skrzyżowanej z peerelowską panią z mięsnego. Nawet nie wychodzi, gdy przygotowuję się do zabiegu. Kiedy już leżę, przypomina sobie o wywiadzie i pyta czy nie mam, cytuję „chorób i złamań”. Dalej jest jeszcze gorzej. Zarezerwowałam też masaż twarzy i pani chce od niego zacząć. Chciałabym, żeby odbył się na końcu, bo kiedy położę się twarzą w dół, cały efekt pójdzie na marne. Pani jest trochę obrażona. Muzyka, a właściwie muza lecąca z głośników, nie ma nic wspólnego z relaksacją. Zmienić się nie da, ponieważ innej nie ma. Proszę o wyłączenie, wolę ciszę, ale o ciszę też trudno, bo słychać samochody, gabinet jest tuż przy ulicy. Muszle, mimo że są przyjemnie ciepłe, zamiast koić nerwy, stukają o siebie i rozpraszają. Pierwszy raz w życiu nie mogę się doczekać końca zabiegu. Przy masażu twarzy udaje mi się wreszcie trochę odprężyć. A na zakończenie crème de la crème: „ Jak by pani mogła wyjść, bo już następna pani czeka”. Bez komentarza. Nie polecam.
Plusy:
Lokalizacja tuż nad Zatoką Pucką, kilka minut od Bałtyku.
Kameralny, niewielki, nowoczesny hotel.
Minusy:
Hotelowe jedzenie.
Bardzo kiepski poziom usług w SPA.
Sauny czynne od 17.00.
Akustyczne pokoje.