New York, New York…
Wszyscy się tu spieszą, nie tylko niezwykle zajęci nowojorczycy, ale i turyści, których przybywa tu rocznie 60 milionów. W mieście jest tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia, wieczorem tyle się dzieje, wszyscy są w nieustannym biegu, a w ruchliwszych miejscach na Manhattanie znajdują się znaki Pedestrian flow zone, keep moving. A ja właśnie potrzebuję się czasem zatrzymać. Wyjść z flow zone, odciąć się od zgiełku miasta. Latem wybrać się na jedną z wielu plaż, a zimą do SPA.
I want to be a part of it New York, New York…
Wyjazd do Nowego Jorku to był mój prezent urodzinowy od męża, ponieważ zawsze marzyłam o tym, by pojeździć na łyżwach w Central Park. I moje marzenie się spełniło. A po szaleństwach na lodowiskach i dziesiątkach mil przedreptanych po muzeach, bibliotekach i kultowych miejscach tym bardziej potrzebowałam chwili oddechu. Poza tym chciałam iść do SPA w Nowym Jorku. Po prostu.
If I can make it there, I’ll make it anywhere…
Jeszcze przed wyjazdem zrobiłam rekonesans i z kilku źródeł dowiedziałam się o SPA Aire Ancient Baths znajdującym się w TriBeCa na Dolnym Manhattanie. TriBeCa to ostatnio modna dzielnica, tak jak w Meatpacking czy DUMBO byłe przemysłowe zabudowania są obecnie przekształcane na lofty, podobnie Aire Ancient Baths mieszczą się w byłej XIX-wiecznej fabryce włókienniczej. W styczniowy słoneczny, lekko mroźny poranek wsiadam w metro i udaję się na Franklin Street. Budynek przed którym staję jest piękny. Neoklasycystyczne kolumny, przeciwpożarowe schody, wazony z kwiatami przed wejściem. Już w lobby czuję się jak w innym świecie, półmrok, migotanie świec, szmer wody w fontannie. W szatni miła pani z obsługi wszystko skrupulatnie mi objaśnia, pokazuje szafki, szlafroki, ręczniki, daje opaskę na rękę i specjalne buty, takie trochę jak do surfingu, w termach nie wolno mieć nawet własnych klapek, trzeba przynieść tylko strój kąpielowy. A i to nie jest problem. W razie czego są jednorazowe. Wchodzę do łaźni. Przyjemny półmrok, ściany z odzyskanej w pofabrycznych wnętrzach cegły, w kilku basenach delikatnie połyskuje błękit wody, wszędzie migoczą świece. Wooow! O tej porze jest pusto i tajemniczo. Przepięknie.
Trudno uwierzyć, że tuż obok toczy się szybki rytm miasta uznawanego za stolicę świata, niedaleko stąd pracują ciężko wilki z Wall Street, a ja właśnie odbywam podróż w czasie do starożytnej Grecji, Rzymu i Imperium Osmańskiego. Aire Ancient Baths inspirowane są dawnymi cywilizacjami, greckimi i rzymskimi łaźniami oraz tureckimi hammami, które pozwalały na jedyny w swoim rodzaju połączenie odprężenia dla ciała, umysłu i zmysłów oraz były miejscem towarzyskich spotkań, miejscem, w którym czas zdaje się nie płynąć. Zachowano tu oryginalne stare ceglane ściany, żeliwne kolumny, postawiono zabytkowe andaluzyjskie fontanny i oryginalne amfory z Toskanii. Do tego delikatna muzyka i szum wody, jestem pod wrażeniem. Przepięknie. Miła hostessa pyta czy jestem tu po raz pierwszy i pokazuje mi baseny z wodą w różnych temperaturach, Flotarium ze słoną wodą, Jet Bath, saunę parową i miejsce, gdzie można samemu wykonać solny peeling. A, niech was nie przeraża, że niektóre baseny mają ponad 100 stopni, temperatura podana jest w Fahrenheitach. Hostessa poleca zacząć od kąpieli w Tepidarium, ciepłej wodzie w podłużnym, podświetlonym na zielonkawo zbiorniku z białego marmuru, jak wszystkie zresztą. Bardzo ciepło, przyjemnie, nie chce się z niego wychodzić.
Czas pobytu w termach jest niestety ograniczony do dwóch godzin, a jeśli decydujesz się na masaż, to wliczony jest w czas pobytu. Ale postanowiłam, że zrobię sobie solny auto peeling, więc wychodzę z Tepidarium, by natrzeć się solą morską. Po scrubie spłukuję sól pod prysznicem i wchodzę do Flotarium, basenu o zasoleniu podobnym do tego, jakie występuje w Morzu Martwym. Można się tu unosić na wodzie rzeczywiście jak w Morzu Martwym, na szczęście nie jest aż tak gorąco. Kładę się na wodzie, zapominam o grawitacji i upajam się ciszą. Mój następny przystanek to Jet Bath, czyli basen z bąbelkami. Bardzo przyjemnie rozluźniają spięte mięśnie i przygotowują do masażu. Pora na Steam Room, czyli saunę turecką. Pomieszczenie jest przeszklone, przez jego zaparowane ściany pięknie widać migoczące w półmroku świece w termach. Rozgrzana zanurzam się na chwilę we Frigidarium, czyli zimnym basenie i kładę się na ławie z podgrzewanego białego marmuru, popijam gorącą miętową herbatę i odpoczywam.
Po chwili przychodzi hostessa i zaprasza mnie na zabieg. Wybrałam 45-minutowy masaż relaksacyjny. Pomieszczenia do masażu to oddzielone od siebie zasłonami boksy na przeszklonej antresoli, tak że widać baseny. Sączy się relaksacyjna muzyka, światło jest przyciemnione. Przy rezerwacji można wybrać płeć masażysty, ja poprosiłam o panią z Azji, najbardziej lubię ich sposób masowania. Wybrałam też mocną siłę nacisku i skupienie się na rozmasowaniu nóg (łyżwy i duuużo chodzenia) oraz standardowo spiętego karku. Masaż jest mocny i przyjemny, wychodzę zrelaksowana. Obserwuję że już robi się tłoczno, więc warto zapisać się na poranne godziny. W szatni niespodzianka, asystentka przynosi specjalny ręcznik pod nogi i chce zabrać mój strój kąpielowy. Ja na to, że miałam swój, na co ona „tak, tak, ale masz mokry, włożę ci go do worka” o Boże, ale ja nie jestem Upper East Sider, jestem przygotowana. Szok kulturowy. To nie basen na Warszawiance, pani obok pakuje strój do torby treningowej od Louis Vuitton. A ja nie. A i tak jestem zachwycona. I polecam. You know you love me. XOXO. Gossip Girl 😉
Cytaty pochodzą z New York, New York Franka Sinatry. Oraz Gossip Girl, Netflix.