Narty – czwarta fala

Sezon narciarski A.D. 2020/21 spędziłam w Lesie Kabackim. Dzięki śnieżnej pokrywie utrzymującej się w Warszawie przez dwa tygodnie zdążyłam zakochać się w nartach biegowych. Nie tylko ja, do wypożyczalni biegówek na Kabatach ustawiały się kolejki jak za czasów PRL-u, a na własny sprzęt nie można było liczyć, gdyż wraz z pierwszymi płatkami śniegu zniknął z onlinowych półek. Toteż żeby odczarować obecny sezon na długi listopadowy weekend postanowiliśmy z mężem wybrać się na lodowiec, zanim czwarta fala rozkręci się na dobre. I to była słuszna decyzja, bo zaraz potem nastąpił w Austrii miesięczny lockdown.

Neustift. Widok z naszego hotelu.

Do hotelu pięknie położonego w Neustift w dolinie Stubai przyjeżdżamy w sobotę tuż przed naszym długim listopadowym weekendem. W hotelu jest sporo osób, wieczorem w saunie i na basenie jest wręcz tłoczno, ale już następnego dnia zostaje tylko garstka gości. Austriacki rząd wprowadził bowiem obostrzenia, w hotelach mogą meldować się tylko ci, którzy posiadają certyfikat szczepień oraz ozdrowieńcy. Amatorzy narciarstwa, którzy legitymowali się tylko testem na covid musieli opuścić hotele i pensjonaty.

Top of Tyrol – stąd rozciąga się widok na ponad 100 trzytysięczników.

 

Następnego dnia, w niedzielę pogoda jest cudowna, dolina skąpana w promieniach słońca, zbocza pokryte gęstwiną zielono-złoto-rudych drzew, a na szczytach śnieg. Po drodze mijamy majestatyczne wodospady. Możemy do woli podziwiać ów bajkowy krajobraz, gdyż stoimy w gigantycznym korku. Śliczny dzień, nic dziwnego, że mnóstwo Austriaków chce wykorzystać ten dzień na białe szaleństwo. 

Wyjeżdżamy nową gondolą Eisgrat na 2900 m n.p.m. do Królestwa Śniegu, jak Austriacy nazywają tutejszy resort. I tak się czujemy, to nasze Królestwo. 

O tej porze roku warunki są nieprzewidywalne, toteż poza weekendami na stokach trenują głównie zawodnicy z całej Europy. W tym roku jest inaczej, przez cały tydzień świeci piękne słońce a na lodowcu jest lekki mróz. Warunki na trasach średnie, nie ma jeszcze grubej warstwy śniegu, toteż miejscami stoki bywają oblodzone. 

Jestem na Topie! Tyrolu.

Na wyciągach trochę wieje.

Słońce się uśmiecha jak na moich rysunkach z dzieciństwa.

Jest tu kilka knajpek, ale my mamy swoje typy. Wjeżdżamy na Top of Tyrol na wysokości 3210 m n.p.m. skąd rozciąga się widok na ponad 100 trzytysięczników. Zjeżdżamy kawałek do restauracji Jochdohle położonej tuż nad snowparkiem i przez panoramiczne okno podziwiamy spektakularny widok na trzytysięczniki jedząc najlepszą kiełbasę, aby zaraz wrócić na stok. A czasem mamy ochotę posiedzieć dłużej w Gourmet Restaurant Schaufelspitz, gdzie podają wyszukane dania i świetnie nawadniającą Schiwasser, lokalną lemoniadę na bazie malinowego syropu i soku z cytryny. Ale uwaga, bez Unijnego Certyfikatu Covid nie ma szans na Wiener Schnitzel czy choćby wodę albo gorącą herbatę. Przed wejściem do każdej z knajpek fajne chłopaki codziennie stemplują nasze dłonie jak w nocnym klubie, aby nie trzeba było przy każdym wyjściu okazywać ponownie paszportu covidowego.

 

Kiedy któregoś dnia Internet przewiduje silny wiatr postanawiamy zrobić sobie dzień przerwy i wykorzystać go na spacer po Innsbrucku. Z Neustift jest to zaledwie pół godziny drogi autobusem, i to bardzo urokliwej drogi, bo stolica Tyrolu to miasto otoczone z każdej strony górami.

Innsbruck zwiedziliśmy już dawno temu, pamiętamy go z czasów sprzed Instagrama i dlatego teraz moje marzenie to po prostu pospacerować i dotrzeć na Insta miejscówkę gdzie z Herzog Siegmund Ufer rozciąga się najpiękniejszy widok na rzekę Inn, kolorowe kamieniczki oraz ośnieżony masyw Nordkette w tle.

Idziemy niespiesznie barokową ulicą Maria Theresien Strasse pełną eleganckich sklepów aż do głównego placu z kolumną św. Anny. Dzień jest ciepły siadamy więc w ogródku i pijąc kawę zastanawiamy się co piękniejsze, kolorowe, pełne barokowych ornamentów kamienice czy widok na alpejskie szczyty w tle. Stamtąd wędrujemy do Herzog Friedrich Strasse, która prowadzi pod słynny Złoty Dach, pokryte pozłacanymi dachówkami zwieńczenie balkonu rezydencji Habsburgów. Jest początek listopada, więc na placu stoi już ogromna, jeszcze nie przystrojona choinka a wokół trwa przygotowywanie kramów na świąteczny market. Idąc stamtąd do mojego Insta celu docieramy do Marktplatz, hali targowej. Wchodzimy do środka, a tam piętrzą się na stoiskach  apetyczne i piękne warzywa, lokalne sery, wędliny, naturalne kosmetyki oraz to co nas najbardziej przyciąga, stoisko z owocami morza połączone z restauracją. I to nie byle jaką bo oprócz przepysznych i świeżych ostryg, krewetek, muli i ryb knajpka ma ogródek z kominkiem i widokiem na rzekę Inn, moje Insta kamieniczki oraz ośnieżone góry. A do bajkowej scenerii dołączają się jeszcze złoto-rude liście na drzewach i pod nimi. Jesień z zimą w tle, zjawiskowe połączenie. No i przepyszne ostrygi i zupa rybna. 

Jak przystało na panią od SPA nie zapominam o regeneracji po nartach. Codziennie po powrocie ze stoku rozciągam się w takt kojących dźwięków komboloi, chodzę na hotelowy basen, by popływać i rozluźnić mięśnie. Korzystam też z masażu. Wybieram Chrystal Aromaolmassage na bazie olejku z tyrolskiej arniki. Jednak moim wellnessowym faworytem i objawieniem jest parowa sauna z solą. Przed wejściem do niej stoją drewniane pojemniczki ze specjalną aromatyczną solą o różnych zapachach. W saunie, kiedy ciało już się rozgrzeje można się natrzeć samemu albo z pomocą partnera, bosko! Taki solny automasaż delikatnie złuszcza, poprawia ukrwienie i powoduje, że mikroelementy zawarte w soli przedostają się do mięśni szybciej regenerując je po wysiłku fizycznym. 

Spędziliśmy w Tyrolu cudowny tydzień, który mam nadzieję odczarował gorycz poprzedniego i stanowi dobrą wróżbę na obecny.

Szczep się i szusuj! 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *