Peru – gorące źródła na szlaku Inków

Peru jest wymagające. Żeby go zwiedzić, trzeba coś dać w zamian, zmęczyć się na szlakach w wysokich Andach, znieść chorobę wysokościową, dotkliwe ukąszenia komarów. Tym bardziej warto mieć świadomość, że jest tu wiele gorących źródeł, które od czasów inkaskich uzdrawiają i przynoszą odprężenie. Wiele z nich znajduje się na turystycznych szlakach, dlatego zachęcam do relaksu po męczącym trekkingu czy zwiedzaniu. W bonusie do typowych właściwości leczniczych wód dostajemy jeszcze oszałamiające widoki.

Cocalmayo (Santa Teresa) – relaks pod Krzyżem Południa

Do Machu Picchu można dostać się z Cusco pociągiem, ekskluzywnym, z panoramicznym dachem i skórzanymi siedzeniami. Ale można wybrać trekking, po dojściu na szczyt widok siedziby ostatniego inkaskiego władcy, Pachacutca, zapiera dech w piersiach. Dodatkową nagrodą jest relaks w wodach termalnych w Cocalmayo, z którego korzysta większość turystów przemierzających pieszo tę trasę. My do Santa Teresa jedziemy późnym popołudniem, po dniu spędzonym na plantacji kakaowców w wiosce Maranura i samodzielnym robieniu własnej czekolady. Od zerwania owocu kakaowca, poprzez prażenie, mielenie i wreszcie dodawanie ulubionych składników. Podróż busem nad urwistymi brzegami Rio Urubamba (w górnym biegu Vilcanota), jedną ze źródłowych rzek Amazonki, to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Samochód jedzie nad przepaścią po bardzo wąskiej drodze, ale widoki są tak piękne, że po kilku minutach decyduję się jednak patrzeć na porośniętą bujną zielenią dolinę. Cocalmayo położone jest na wysokości 1600 m n.p.m., znajduje się 20 minut drogi samochodem od Santa Teresa.

Docieramy tam już po zmroku, ale jeszcze mnóstwo turystów odpoczywa w wodzie po całodniowych trekkingach. Nic dziwnego, miejsce otwarte jest 24 godziny na dobę. Wygląda bajkowo. Kilka bardzo dużych basenów o nieregularnych kształtach i temperaturze 40-44 stopni C.  Wszystko w otoczeniu andyjskich  szczytów, z których spływają wodospady, bujnej roślinności i szumu Rio Urubamba. Nad nami iskrzą gwiazdy, w tym Krzyż Południa. Woda w przeciwieństwie do innych peruwiańskich źródeł termalnych jest tu przejrzysta. Obfituje w minerały, pomaga na bóle kości, reumatyzm i problemy skórne. Cudownie usuwa zmęczenie. Fantastyczny relaks po trekkingu lub jak w naszym przypadku chwila na zebranie sił przed wyczerpującym podejściem następnego dnia.

Aguas Calientes vel Machu Picchu Pueblo

Nazajutrz po 11-godzinnym trekkingu w wysokiej dżungli docieramy do Machu Picchu Pueblo (2040 m n.p.m.).

Miejscowość usytuowana poniżej Machu Picchu, największej atrakcji turystycznej Peru, jest też nazywana Aguas Calientes ze względu na występujące tu wody termalne. Wody pochodzą ze źródeł wypływających ze skał pochodzenia wulkanicznego i mają temperaturę 38-46 stopni C.  Zawierają między innymi siarkę, wapń, sód, potas i magnez. Oprócz zbawiennego działania na mięśnie i stawy, usuwają toksyny, wspomagają metabolizm, regulują ciśnienie i poprawiają dotlenienie skóry. Jest tu kilka niewielkich basenów, mocno zatłoczonych. Są mętne, żółtawe i szczerze powiedziawszy, nie wyglądają zachęcająco. Zwłaszcza że infrastruktura pamięta lepsze czasy. Szatnie i prysznice bardzo dawno nieodnawiane, płytki mocno zniszczone, na brzegach basenów stoją dziesiątki plastikowych kubków po piwie i innych napojach. Mimo to jestem bardzo zadowolona z wizyty w Banos Termales, po męczącej górskiej wędrówce jest to kojące doznanie. Zwłaszcza że dno w najcieplejszym basenie jest wyłożone kamyczkami, co świetnie rozmasowuje obolałe stopy. Rozciągam się nieśmiało w wodzie, bo miejsca jest niewiele. Na koniec chłodny prysznic, ponieważ w basenie o temperaturze 14 stopni C nie mam odwagi się zanurzyć. Po wyjściu nie czuję zupełnie wcześniejszego zmęczenia, biegnę na pyszną i lekką zupę z quinoi i jestem gotowa wstać jutro przed świtem, aby zobaczyć Machu Picchu, jeden z siedmiu cudów świata.

Chivay

Kanion rzeki Colca jest według niektórych źródeł najgłębszym kanionem na świecie. To właśnie tutaj w punkcie widokowym Cruz del Condor można obserwować kondory. Widok niezapomniany. Nie wiem co robi większe wrażenie,  spektakularne widoki na Andy, preinkaskie tarasy i rzekę, czy kondory co jakiś czas wylatujące z półek skalnych, gdzie mają gniazda. Ponieważ najwięcej tych olbrzymich ptaków (rozpiętość skrzydeł ok. 3m) lata rano, najlepiej zrobić sobie dwudniową wycieczkę z Arequipy, przenocować w Chivay i z samego rana wyruszyć na spotkanie z nimi.

Kanion Colca, jeden z najgłębszych kanionów na świecie

Preinkaskie tarasy

Samo miasteczko położone na wysokości 3635 m n.p.m  nie jest ciekawe, ale droga z Arequipy wiodąca przez teren Parku Narodowego Salinas y Aguada Blanca wydaje się zjawiskowa. Dookoła szczyty sześciotysięczników, śpiące wulkany, jeziorka i rzeki. Pasą się tu lamy, alpaki, guanako i wikunie. Te ostatnie występują tylko w środowisku naturalnym, są pod ochroną. Przez park jedziemy kilka godzin, bo często się zatrzymujemy, by poobserwować te piękne zwierzęta, napić się herbaty z liści koki,  która złagodzi objawy choroby wysokościowej, wreszcie  pokonujemy wysokogórskie przełęcze i docieramy do Chivay. W fantastycznej  restauracji Maray jemy lunch. Z mieszanymi uczuciami zjadam skwierczący na gorącym kamieniu stek z alpaki – przepyszny.

Aranwa Resort and SPA

Z centrum Chivay do hotelu Aranwa, położonego nad rzeką Colca jest 20 minut drogi samochodem. Miejsce jest  bajkowo piękne.  Między bungalowami szemrzą małe strumyki poprzecinane drewnianymi mostkami, a w kwiatach trzepoczą skrzydłami ruchliwe kolibry. Wita nas malutka alpaka, maskotka hotelu. Przytulam się do niej i głaszczę mięciutkie futerko.

Tak naprawdę gorących źródeł, w których można się wymoczyć jest w Chivay wiele. My udajemy się do kameralnego miejsca położonego tuż obok naszego hotelu.  Warto przyjechać tutaj, zamiast do obleganych La Calera Thermal Waters.  Płacimy 6 soli, czyli jakieś 8 PLN, w basenach oprócz mnie i mojego męża są tylko  dwie osoby. Przyroda, przyroda, przyroda. Wokoło Andy, preinkaskie tarasy uprawne, zieleń i szum Rio Colca. Jest kameralnie, pani basenowa robi w gorącej rzece pranie, a kawałek dalej, na dziko, kąpie się w lokalny wędrowiec. Woda w okrągłych basenach jest przejrzysta, ciepła, w jednym dość gorąca. Po każdym seansie schodzimy do rzeki po wielkich głazach, by się schłodzić, co, zwłaszcza w mokrych klapkach, wymaga sporych umiejętności. To zdecydowanie nasze ulubione aguas termales w Peru. Rozgrzani idziemy w szlafrokach prosto na masaż do hotelowego SPA.

Masaż peruwiański

Myślałam, że jeśli chodzi o masaż nic mnie już nie zaskoczy, ale masaż peruwiański okazał się jednym z najbardziej relaksujących masaży, jakim miałam okazję się poddać.  Na początku podeszłam do nich z pewną taką nieśmiałością i z niedowierzaniem. Dlaczego?  Dlatego że w Świętej Dolinie Inków, zwłaszcza w Cusco, gdy idzie się ulicą, bardzo młode dziewczyny na każdym kroku  zaczepiają turystów słowami „ Masaje, senora, masaje?”. Jest to wręcz nachalne, proponują Inka Massage, cokolwiek to znaczy, reklamują go jako połączenie lomi-lomi, gorących kamieni i kilku innych rzeczy. I nie wiem, gdzie miałabym z nimi pójść. Mnie to nie zachęciło. Natomiast masaże peruwiańskie w hotelowych SPA w Chivay i Paracas, które przetestowałam, to wspaniałe doznanie. Peruwiańczykom udało się zachować jedność z naturą i Kosmosem, nadal czczą Pachamamę, czyli Matkę Ziemię, wierzą, że wszystko jest energią, wiele uwagi poświęcają duchowości. Odzwierciedla to świetnie peruwiański masaż obejmujący nierozerwalne elementy takie jak ciało, duch, umysł i emocje. Pozwala na swobodny przepływ energii i poczucie jedności z naturą i wszechświatem. A jedność z naturą i wszechświatem czuje się tutaj jak nigdzie indziej.

Unno Spa by Pueblito Encantado del Colca
Masaje tejido profundo, czyli masaż tkanek głębokich

Jesteśmy na  wysokości ponad 3600 m n.p m., tutaj człowiek męczy się o wiele bardziej, nie mam siły iść z termalnych basenów do naszej łazienki, prysznic biorę się już w SPA. Przemiłe panie przynoszą mi szampon i żel oraz olbrzymie, brązowe majty do masażu one size i coś w rodzaju stanika w rozmiarze chyba KLM. Nie wybrzydzam, zakładam. Razem z mężem wchodzę do dwuosobowego pokoju z widokiem na Rio Colca. Do masażu stosuje się tutaj olejki z roślin rosnących w Andach, mąż wybiera marakuję, a ja miętę z koką. Żuję tutaj kokę, świętą roślinę Inków i piję napar z jej liści codziennie, aby złagodzić objawy soroche, czyli choroby wysokościowej. Łagodzi bóle i zawroty głowy, usuwa zmęczenie, pomaga wchłaniać większe ilości tlenu, zawiera wiele cennych witamin i minerałów. W naparze smakuje jak pyszna zielona herbata.

Pierwszy raz jestem na takim masażu. Terapeutka zaczyna od głowy, żuchwy i karku, dlatego od razu czuję się błogo. Koncentruje się na głębokich warstwach mięśni i powięzi, ucisk jest mocny, właśnie po to, aby dotarł głęboko. Jednocześnie jest prawie bezbolesny. Robiony przeważnie opuszkami palców, trochę przedramionami, bardzo intensywnie i precyzyjnie. Po wielogodzinnych trekkingach w Andach jest to niesamowite doznanie. Usuwa bóle spiętych mięśni nóg i pleców. Relaks jest tak głęboki , że nie wiem, czy trele ptaków dobiegają z płyty, czy z drzew nad rzeką Colca za oknem. Naprawdę czuję kontakt z naturą. I chyba nawet z podświadomością. Jawa miesza się tu ze snem.

Double Tree Resort by Hilton, Paracas
Hands on Spa

Zachwyceni, ale mimo wszystko zmęczeni wysokogórskimi wędrówkami i zwiedzaniem, decydujemy, że należy nam się kilka dni odpoczynku nad Pacyfikiem, w Paracas. Po drodze chcemy jeszcze zatrzymać się w Nazca, aby z pokładu samolotu obejrzeć słynne rysunki Indian na pustyni. Geoglify umieszczone na płaskowyżu przedstawiają zwierzęta, postaci, rośliny i figury geometryczne. Niektóre z nich mają po kilkaset metrów. Do tej pory pozostają tajemnicą, istnieją różne teorie dotyczące ich powstania, na przykład, że jest to rodzaj kalendarza, systemu nawadniającego, daru dla bóstw, czy lądowiska dla kosmitów. Fascynujące. Stamtąd już niedaleko do Paracas, zwanego peruwiańskim Galapagos. Stąd wyprawiamy się łodzią na Islas Ballestas, rezerwat ptactwa zamieszkiwany przez pingwiny Humboldta, pelikany, głuptaki i flamingi, a także pozujące nam na skałach lwy morskie. Podziwiamy widziany tylko od strony morza olbrzymi geoglif nazywany kandelabrem, stworzony setki lat temu przez kulturę Indian z Paracas.

Potem zaszywamy się w hotelu Hilton i tam już chill out w ciepłym basenie a potem w hotelowym SPA Hands on. Na ścianie SPA replika kandelabru, czy według innych teorii halucynogennego kaktusa. Siadam pod nim wygodnie i wypełniam ankietę. Pytanie miedzy innymi o preferowaną siłę ucisku.

Deep Bodywork

Wybieram Deep Bodywork. Jest to masaż głęboki mięśni, ścięgien i powięzi. Uwalnia napięcia mięśniowe i zapobiega ich kurczeniu się. Po aktywności fizycznej idealny. Dostaję maleńką filiżankę z naparem imbirowym, który wybrałam. Mogę wybrać również olejek eteryczny do masażu. Właściwie po powąchaniu dwóch pierwszych wybór staje się prosty, lawenda, mój ulubiony, i geranium, którego nigdy wcześniej nie używałam i nie wiedziałam, że może być aż tak piękny. Terapeutka zaczyna od masażu głowy i twarzy, a właściwie żuchwy. Pyta po hiszpańsku, czy ucisk jest odpowiedni. Tak, odpowiedni, podobnie jak mój poprzedni masaż w Peru ten też jest wyjątkowo głęboki, pierwszy raz czuję taką właściwie manipulację mięśni na plecach. Ale nie sprawia to bólu. Wyjątkowa technika. Tylko tam się z nią spotkałam. Gdy zmieniam pozycję i kładę się na brzuchu, następuje swoisty rytuał uwalniania się zapachu. Przepiękny i intensywny. Zresztą mam wrażenie, że w Peru wszystko jest dużo intensywniejsze, zapachy, smaki. I podobnie jak na moim poprzednim peruwiańskim masażu odpływam. Niezwykle odprężający. Jestem zachwycona tutejszymi masażami głębokich tkanek. Nic dziwnego, że nie chce mi się wstawać. Ale czeka mnie przyjemna niespodzianka, dostaję do łóżka mój ulubiony napar, żeby wrócić do rzeczywistości. Gdy wychodzę jest już ciemno, idziemy z mężem nad ocean poobserwować gwiazdy. Pięknie widać Krzyż Południa. Czuję jedność z wszechświatem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *