Nowa Zelandia – Kraina Fiordów

28.12.22 środa

Zatoka Milforda – Piopiotahi – ósmy cud świata

Dzisiaj nasz ważny dzień, wszak Zatoka Milforda jest uznawana za najpiękniejsze miejsce w Nowej Zelandii i jedno z najpiękniejszych na świecie. Przez Rudyarda Kiplinga okrzyknięta została ósmym cudem świata. 

Zmierzamy brzegiem jeziora do miejsca zbiórki w centrum miasteczka. Do przystani, z której odchodzą statki do Milford Sound można dojechać samochodem, ale przewodniki polecają wykupić wycieczkę. Uważam, że to bardzo dobry pomysł, z Te Anau to prawie 120 km i ponad 1,5 godziny jazdy, a z Queenstown prawie 4 godziny, polecam zatem nocleg w Te Anau, stąd dużo bliżej i przyjemniej eksploruje się Fiordland. Wsiadamy do autokaru przyjeżdżającego już z turystami z Queenstown. Droga jest kręta, ale niezwykle urokliwa. Co jakiś czas zatrzymujemy się aby zobaczyć a to Te Anau Downs, a to Mirror Lakes, niewielkie jeziorka, w których góry odbijają się jak w lustrze, a to przepiękną panoramę na góry. W przystani roi się od ludzi, i to jeszcze jeden argument za wykupieniem wycieczki, nie trzeba szukać miejsca do parkowania. Milford Sound jest jedynym fiordem dostępnym drogą lądową, dlatego też najbardziej obleganym.  Zaokrętowaliśmy się i zajęliśmy strategiczne pozycje. Wyruszamy, już przy wypływaniu z portu widzimy pierwszy wodospad, pod który podpływa czerwony statek, widok prześliczny, a potem jest jeszcze piękniej. Świeci słońce, płyniemy przez szmaragdowe wody, podziwiamy wylegujące się leniwie na skałach foki i pluskające w falach delfiny.

 

Niesamowity jest fakt, że głęboka na  265 m zatoka jest napełniona w  większości słoną wodą z Morza Tasmańskiego, ale aż 10 m na powierzchni to woda słodka, pochodząca z obfitych opadów, wpływająca tu licznymi rzekami i wodospadami i bogata  w taniny wypłukiwane z gleby i pochodzące z wegetacji roślin. W miarę jak płyniemy, chłodne wody zmieniają kolor na atramentowy, szczyty gór skrywają się w chmurach, robi się mrocznie i tajemniczo.  

Zatoka Milforda właściwie nie jest zatoką lecz fiordem, powstałym przez zalanie wyrzeźbionych przez lodowce dolin, z wysokimi stromymi górami po obu stronach. To dzikie i przepiękne miejsce odkryli ponad 1000 lat temu Maorysi, przybywali tu by łowić ryby, polować i pozyskiwać pounamu, cenny zielony kamień występujący tylko tutaj, będący odmianą jadeitu i nefrytu. Miejsce jest tak dobrze ukryte, że słynny odkrywca James Cook przepływał obok dwukrotnie i nie udało mu się wpłynąć do fiordu. Pierwszym Europejczykiem, który tu dotarł na początku XIX wieku był Walijczyk, poławiacz fok i wielorybów, który nazwał fiord na cześć walijskiego portowego miasta Milford Haven.

Kiedy widać już morze zawracamy, pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, znowu jest słonecznie i zielono. W pewnym momencie podpływamy pod tryskający z wysokiej skały wodospad tak blisko, że jestem cała mokra od rozbryzgujących się kropel. Oczyszczające i mistyczne przeżycie. Wodospady uwielbiam. Są ich tutaj setki, a w czasie deszczu podobno tysiące. Niemniej cieszę się, że pogoda jest śliczna.

Moje pounayu, podwójne kodu, czyli nierozwinięty liść paproci, symbolizuje harmonię, rozwój i początek czegoś nowego.

To jeszcze nie koniec atrakcji na dziś. Dzisiejszą kolację zaplanowałam w pubie The Church w Manapouri, maleńkiej osadzie nad jeziorem o tej samej nazwie, 15 minut drogi samochodem z Te Anau. Nazwa restauracji nieprzypadkowa, bo mieści się w…  zdesakralizowanym prezbiteriańskim kościele. Jest nieduży, atmosferą i tym co w karcie przypomina angielskie puby. Siadamy na górze, po schodkach. Zamawiamy burgera the Church, do tego lokalne piwo. Na tarasie siedzą przy kuflach miejscowi, trochę turystów, obsługa uśmiechnięta i sympatyczna. Bardzo europejsko, a na końcu świata. Niesamowity klimat. Jesteśmy oczarowani. Wracamy nad nasze jezioro i z butelką wina, kieliszkami i książką rozkładamy się nad jeziorem tuż przed naszymi oknami. Dzień jest długi, słońce jeszcze grzeje, a potem żegna się z nami ognistopomarańczowym zachodem. Cudowny dzień. 

 

29.12.22 czwartek

Doubtful Sound – Patea – Miejsce Ciszy

Kiedy kapitan James Cook na statku Endeavour w 1770 roku przepływał obok wąskiego wejścia do tego fiordu miał wątpliwości, czy jest wystarczająco szeroki, by statek pod żaglami mógł do niego bezpiecznie wpłynąć i wypłynąć, zrezygnował. Potem pływający tu łowcy wielorybów i fok nadali mu taką właśnie nazwę, Doubtful Sound, dosłownie Zatoka Wątpliwości. 

Nasza wyprawa rozpoczyna się wczesnym rankiem z portu w Manapouri, kilkanaście minut samochodem od Te Anau. Mimo chłodu, wiatru i zasnutego ciemnymi chmurami nieba siadamy na górnym pokładzie. Ale warto, bo klimat niesamowity, widoki piękne, a kiedy nad jeziorem Manapouri na tle gór pojawia się tęcza, otwieram buzię z zachwytu. Gdy dobijamy do brzegu w West Arm, przesiadamy się do autokaru, który wiezie nas drogą Wilmot Pass przez kompletnie dziki tropikalny las, tak gęsty, że niemożliwe jest przecisnąć się między gęstwiną. 

W Deep Cove wsiadamy na łódź, żadnego tłumu, tylko osoby z naszego autokaru. W porównaniu do zatłoczonego portu w Milford Sound to miejsce jest bajkowe. Wyprawa łodzią trwa 3 godziny. Płyniemy przez mrocznie wyglądający fiord, woda przybiera stalowy kolor, zbocza gór kryją się w chmurach i mgle, zacina lekki deszcz, trochę wieje grozą. Skipper i przewodnik w jednym głebokim, radiowym głosem opowiada o przyrodzie i historii. W pewnym momencie zatrzymuje łódź tuż obok przepięknego mini półwyspu porośniętego bujnymi paprociami, ponad nimi widać wstęgę wodospadu. Kapitan gasi silnik i mówi, żebyśmy poczuli się jak łowcy fok i wielorybów, którzy tutaj wpływali jako pierwsi pod koniec XVIII wieku. Kompletna cisza, nietknięty ludzką stopą tropikalna gęstwina, szemrzący wodospad, magiczna chwila. 

Maorysi nazwali to miejsce Patea – Miejsce Ciszy. I to jest adekwatna nazwa. 

Przeprawa przez jezioro Manapouri.

Widok na Doubtful Sound z Wilmot Pass.

 

 

Który z fiordów jest ładniejszy, Milford czy Doubtful? 

Doubtful jest najgłębszym z fiordów, długim na 40 km, co czyni go drugim pod względem długości i 2,5 raza dłuższym niż Milford fiordem. Jest też dużo bardziej pusty i dziki, z tego powodu, że nie można tu dostać się drogą lądową. Ale czy ładniejszy? Nie wiem, my trafiliśmy na piękną słoneczną pogodę w Milford, a zimny deszczowy dzień w Doubtful, który przez to wydał się nam bardziej mroczny, takiego dnia trudniej też zaobserwować foki i delfiny. Oba miejsca są zjawiskowo piękne, ale jeśli wolisz, żeby było dużo bardziej pusto i cicho, to jednak Doubtful Sound.

 

Wee Bookshop – tycia księgarnia na końcu świata 

 

Na wyprawę wypłynęliśmy o 7.00 rano, więc po 14.00 jesteśmy już z powrotem w Manapouri i zajadamy wyjątkowo pyszne hamburgery i spring rolls z krewetkami w “naszym” pubie The Church. I dzisiaj mogę spełnić swoje marzenie i dotrzeć do miejsca, na które czekałam cały wyjazd, do najmniejszej księgarni na świecie. Otwarta jest tylko do 16.00, dlatego wczoraj nie udało mi się do niej zajrzeć. Do księgarenki nie sposób nie trafić w maleńkim Manapouri, jako że przy skręcie z głównej drogi jako reklama stoi zielony, zabytkowy równie mały Fiat 500 i zachęca do odwiedzin.

Wśród zieleni, przy zielonym płocie stoją dwie tycie, zielone chatki. Mają niebieskie jak pogodne niebo okna, w ogródeczkach i doniczkach kwitną zioła i kwiaty, przed chatkami stoi stary drewniany stół na toczonych nogach, a na nim poukładano książki. Opis jak z bajki i miejsce takie właśnie jest, bajkowe. Zauważam na stoliku książkę Ruth Shaw “The Bookseller at the End of the World” i domyślam się, że autorką jest właścicielka. Wchodzę do księgarenki, w której Ruth uczy czytać mapy kilkuletniego chłopca. Kiedy chłopiec dostaje mapę w prezencie i wybiega podekscytowany, podchodzę do Ruth i proszę o autograf. Opowiadam jej, że jestem z Polski i pytam czy wie, że polski pisarz, Leon Wiśniewski z narzeczoną opisali w swojej książce jej księgarnię. Nie wie, jest zaskoczona, zaczyna rozmowę o wojnie w Ukrainie, która toczy się tuż obok nas i jest ciekawa, jak my to odbieramy, jak naprawdę  wygląda sytuacja z uchodźcami i niedawnymi atakami rakiet na naszym terenie tuż przy ukraińskiej granicy. Na koniec wpisuje mi dedykację do książki. Jest to wyjątkowo urocza osoba, bije z niej niezwykła dobroć, a przeżyła wiele, przez lata  pływała jachtem po Pacyfiku, została porwana przez piratów, pracowała dla Czerwonego Krzyża w Sydney pomagając ludziom na życiowych zakrętach. Swoje trudne, ale piękne i przepełnione miłością do męża i ludzi, którym pomagała, życie opisała w swojej książce. 

Kolejny piękny dzień. 

  30.12.22 piątek

Następnego ranka opuszczamy Krainę Fiordów, jedziemy drogą wzdłuż jeziora Wakatipu, żegnają na zjawiskowo piękne widoki na odbijające się w toni góry. Jutro Sylwester, który chcemy spędzić na plaży na wyspie Fidżi. Żal się rozstawać z Nową Zelandią, ale pocieszam się myślą, że czekają nas jeszcze 2 dni w Auckland, i stamtąd już wyruszymy w drogę powrotną do Polski. 

Czy warto wybrać się na którąś z wysp na Pacyfiku przy okazji podróży do Nowej Zelandii? Przekonasz się w następnym wpisie. 



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *